blask słońca stał się
silniejszy
kiedy dotarłem na
skraj
puszczy życia
nękanej przez wiatr
słowa umierały na
poboczu
skalistych turni
z których kaskady
wodospadów
obmywały moje myśli
biała kapłanka
przeznaczona bogom
której stopy bose
błądziły po moim wnętrzu
wysyłała piękno
obrazów
urodzonych nad
zielonymi lasami
niesionych zapachem
pól
dojrzałego zboża
nad kolorowymi
żaglami jachtów
rozkołysanych w
bezkresnej dali oceanu
ręce jej uniosły moją
duszę
w świat miliardów
gwiazd
w początek i koniec
wszechświata
w mgławice doznań
niewypowiedzianej pustki